Chiny. Kwiecień 2010 r. Wyjazd zdecydowanie nie-turystyczny, dlatego wszyscy ci, którzy spodziewają się zobaczyć Mur Chiński, Pekin oraz charakterystyczne dla kultury dalekowschodniej budowle, mogą się rozczarować. Będzie dużo ludzi (w końcu to Chiny...) ;-), ludzi, dla których PRACA jest najważniejsza - 7 dni w tygodniu, bez chwili wytchnienia, czego konsekwencją są notoryczne drzemki, to tu, to tam... Zobaczcie sami...
Chiny zadziwiają swoim rozmiarem, nie tylko jeśli chodzi o populację... Pierwsze OGROMNE wrażenie zrobił na mnie samolot, którym leciałam z Amsterdamu do Szanghaju.
Co przywitało mnie na chińskiej ziemi...? Ano brak mojego bagażu, który najwidoczniej przedłużył sobie pobyt w Amsterdamie... Szybka reklamacja (dział Handlingu sprawnie załatwił sprawę) i już następnego dnia bagaż czekał pod drzwiami pokoju hotelowego w mieście YIWU, które było moją finalną destynacją (około 300 km od Szanghaju).
Yiwu, cóż to za miasto...według Chińczyków - miasteczko (w 2010 roku populacja liczyła ponad 1 milion mieszkańców). ;-)
Yiwu charakteryzuje się największymi na świecie halami, w których prowadzona jest sprzedaż hurtowa na cały świat. Importerzy z różnych części Globu zjeżdżają do Yiwu, aby realizować liczne interesy. Kilka dni to za mało, aby obejrzeć towar wystawiony na halach, nawet spacerując od rana do wieczora.
Zapraszam do (sennych i zmęczonych życiem) Chin!
późny wieczór, jedna z ulic w Yiwu - dziecko płakało, ostatkiem sił wykonywało akrobacje, zmuszane przez rodzeństwo, które zbierało pieniądze od gapiów... |
uliczne studio tatuażu (mężczyzna wykonywał swoją pracę pod straganem, na targu, na pewno warunki były sterylne...) |
Azjatki ;-) |
kino w Szanghaju |
Szanghaj |
widok z Wieży Telewizyjnej w Szanghaju na rzekę Huang Pu |
Szanghaj World Financial Center - wieżowiec (492 m.) w dzielnicy Pudong - póki co, największy w Chinach, choć w budowie są już dwa kolejne, które niebawem przewyższą "otwieracz". |
Część druga wkrótce. :-)